Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie

Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie

samorządowa instytucja kultury Województwa Podkarpackiego i Miasta Rzeszowa

Provincial and City Public Library in Rzeszow

municipal culture institution of Podkarpacie Province and City of Rzeszow

Воєводська і Міська Cуспільна Бібліотека у Жешові

PODKARPACKIE - przestrzeń otwarta

Rzeszów - stolica innowacji

Kultura w Rzeszowie

Pogoda

Swiat Pogody .pl

Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa 2.0

 


 


Kierunek Interwencji 1.1. Zakup i zdalny dostęp do nowości wydawniczych ze środków finansowych Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego

SBP

DKK

Logowanie do SOWA2

Deklaracja dostępności

Przeszłość w pamiątkach ukryta

Academica - Cyfrowa Biblioteka Publikacji Naukowych

System informacji prawnej Legalis

Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich

Kalendarz wydarzeń

Pon Wto Śro Czw Pią Sob Nie
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31        

Zapytaj bibliotekarza

DKK w Jaśle

Proza jak haft angielski

02-02-2010

Styczniowe spotkanie Klubu Powiększania Wyobraźni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Jaśle, tym razem odbyło się w gościnnych progach Szkoły Podstawowej nr 4. Zaprosiła na nie klubowiczów dyrektor szkoły Anna Kamińska-Grzesiak. Z tej okazji został przygotowany przez Młodzieżowy DKK program artystyczny „Noworoczne kolędowanie”. Spotkanie było wyjątkowe, bo okraszone poezją, śpiewem i … grą na trąbce. Miłym akcentem była recytacja wiersza Barbary Tory, która uczestniczyła w spotkaniu. Na zakończenie programu artystycznego oba Kluby wspólnie śpiewały kolędy. Inicjatorką tej nietypowej konwencji była Teresa Furmanek-Wnęk.


Po występie nastąpiła dyskusja o książce Chwile wolności: dziennik 1915-1941” Virginii Woolf.
Punktami odniesienia w dyskusji była seksualność V. Woolf, jej rola w świecie dominacji męskiej oraz udział w życiu grupy Bloomsbury.


„Sięgając po książkę Virginii Woolf nie mamy najmniejszych wątpliwości, że jest to dzieło kobiecych rąk. Otulona okładką w misterny, ażurowy „haft angielski”, daje przedsmak wyrafinowanej substancji materii i świadomość długotrwałego, żmudnego trudu tworzenia ( 26 lat, to nie bagatela)” – stwierdziła B. Tora.


U. Wójcik-Radoniewicz, która sama jest poetką i słowne tworzywo nie jest jej obce powiedziała: „Doskonałe uchwycenie dwoistości istnienia twórczego i autentycznego, uwydatnia osobliwą złożoność duszy kobiety pisarki, zmagającej się ze skrajnymi potrzebami codzienności oraz wzniosłości, pragnieniami, lękami, nieustannymi rozmyślaniami, poświęceniami, wreszcie z chorobą, a nade wszystko z samotnością, która stanowi bezpośrednie odniesienie do filmu – wyraźne i dotkliwe”.


M. Kantor w swojej korespondencyjnej recenzji napisała: „Książkę czyta się wspaniale. Język autorki jak i świetnej tłumaczki jest zwięzły, jędrny i tak plastyczny, tak malarski, że wyłania się obraz epoki. Pisarka obraca się w kręgu wielu sławnych pisarzy, poetów, malarzy a także ludzi ze sfer rządzących, którzy działają na ówczesnej scenie politycznej i wpływają na losy Europy. (…) Myśl, która wyniknęła dla mnie jako nauka z czytania tej książki - to fakt, że twórca musi być niezależny w swojej pracy. Taka była Wirginia”.


T. Hołosyniuk i A. Ziaja ocenili dziennik niepochlebnie. Najtęższe zarzuty wg nich to brak metafizyki i powierzchowne traktowanie spraw politycznych. Panowie przytoczyli przykłady dzienników pisanych dużo ciekawiej. Czołówka diarystów to Gombrowicz, Lechoń, Marai a nawet F. Kowalska. T. Furmanek-Wnęk stwierdziła, że świat polskiej cyganerii dwudziestolecia międzywojennego był dużo ciekawszy.


Znakomitym uzupełnieniem dziennika jest „Biografia” Q. Bella, siostrzeńca V. Woolf.
Obie pozycje dostępne są w Wypożyczalni Głównej MBP w Jaśle.


Klub Powiększania Wyobraźni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Jaśle uczestniczy w projekcie Dyskusyjnych Klubów Książki WiMBP w Rzeszowie pod hasłem „Podkarpackie rozmowy o książkach”. Projekt przygotowany jest przez Instytut Książki i British Council oraz WiMBP w Rzeszowie.

 

Miejska Biblioteka Publiczna w Jaśle
 

 

Recenzje:

 

 

Urszula Wójcik Radoniewicz – O „Dziennikach” Virginii Woolf

 

Dzienniki’’ Virginii Woolf, to dla mnie lektura absolutnie niebanalna – bogactwo doznań na pograniczu współodczuwania i doświadczania.


Nim jednak rozpoczęłam odczytywanie skreślonych przez Virginię słów, obejrzałam film pt.: „Godziny”, którego motywem przewodnim jest wzajemna zależność trzech kobiet, istniejących w odległych od siebie przedziałach czasowych. Zależność tę wyznacza postać pani Dalloway, przez jedną z kobiet, pisarkę, stworzona, dla drugiej, żony i matki, przejmująco determinująca jej życie, wzór i podobieństwo do trzeciej.


Godziny”, to film szalenie interesujący - z wielką uwagą i zaangażowaniem trzeba bowiem podążać za wszelkimi jego niuansami. To film na swój niewytłumaczalny sposób szokujący, a nawet wstrząsający. Dla mnie jest obrazem obezwładniającej samotności, która bez względu na to, czy krzyczy, czy tylko cicho łka, czy kryje się przed cudzymi spojrzeniami, czy też żenująco domaga się zapełnienia pustki, jaką wytwarza, przenika codzienność, dominuje ją, przygnębia, utwierdza w braku logicznego wytłumaczenia. Pogłębiające się poczucie opuszczenia, odmienności, niespełnienia i bezsilności, nierzadko obłędu, zamyka w przestrzeni obcej i niepojętej nawet dla najbliższych. Chłodne, zdystansowane, zobojętniające do przypadkowych faktów, mechaniczne zapełnianie godzin, wyczuwalne jest w kolejnych filmowych kadrach i na kolejnych stronach „Dzienników”.


Wczytując się w poszczególne, dziennikowe zapiski doświadcza się niesamowitej łatwości i przyjemności z poznawania Virginii. Treści są przejrzyste i zrozumiałe, podane ze spokojem i wyrafinowaną subtelnością. Zaskoczeniem dla czytelnika, spodziewającego się po „Dziennikach” jakiegokolwiek obnażenia czy to nieznanych, czy irytujących lub też zupełnie bezbarwnych stron życia pisarki, może być łagodne dotykanie przez nią wszelkich tematów. Opisywane przez Virginię zdarzenia, postaci, myśli, czy własne stany, dostarczają opanowanych emocji, pozbawiają zbędnych domysłów, a nawet oczekiwanych egzaltacji.


Najbardziej ujmujące są dla mnie opisy przyrody, świata zewnętrznego, otaczającego Virginię: „Pierwszy letni dzień, liście już wyraźnie wyłaniają się z pąków, a skwer jest już niemal zielony.” Znów na pozór oczywiste wyłapywanie zachodzących zmian, zamienione w poetyckie wręcz określenia – „krajobraz zamknięty i surowy” - ukazują wewnętrzne piękno i ogromną wrażliwość Virginii Woolf.
 

Doskonałe uchwycenie dwoistości istnienia twórczego i autentycznego, uwydatnia osobliwą złożoność duszy kobiety pisarki, zmagającej się ze skrajnymi potrzebami codzienności oraz wzniosłości, pragnieniami, lękami, nieustannymi rozmyślaniami, poświęceniami, wreszcie z chorobą, a nade wszystko z samotnością, która stanowi bezpośrednie odniesienie do filmu – wyraźne i dotkliwe.
Wśród dziennikowych zapisków z lat 1920 – 1924, doszukałam się filmowego szyfru. Pierwsze zdanie do kolejnej książki Virginii - o pani Dalloway - rozwinęło się w „powieść, (…) studium szaleństwa i samobójstwa, świat widziany równolegle przez zdrowych i szalonych”. „(…)okazuje się najbardziej chyba zwodniczą i nieustępliwą książką. Momentami zła, momentami dobra”. „Momentami jest niezwykle piękna”.


I oto zupełnie nieznana mi lektura niemal irracjonalnie zawładnęła mną bez reszty, moim umysłem, moimi myślami, wywołując hipnotyczną zależność – tym razem między odczytaną z „Dzienników” historią tworzenia „Pani Dalloway”, opatrzoną przez Virginię tytułem „Godziny’, domniemaną treścią tejże książki, a „Godzinami” filmowymi".

 

„Obawiam się, że się starzejemy. Jesteśmy zajęci i przywiązujemy wagę do godzin” – zapisała Virginia. W moim odczuciu przerażające jest to, że wyliczone i tak godziny naszego życia, będące sensem istnienia, rozdzielają je na nieustannie i bez pamięci określane, pozbawione prawdziwości, współzależne sekwencje. Te z kolei wyznaczają całość, w której, gdy opętanie samotnością desperacko odnosi nas do końca – ów koniec niejednokrotnie obciąża najokrutniejszym wymiarem tragedii.

 

 

 

GŁOS W DYSKUSJI NA TEMAT KSIĄŻKI Virginii Woolf „CHWILE WOLNOŚCI” Dziennik 1915-1941


Przyznam się, że nie wiedziałam czy zdołam powiedzieć cokolwiek na temat tej książki, liczącej ponad siedemset stron, przy ograniczonym przedziale czasu, jaki miałam na jej przeczytanie.


Byłam bardo ciekawa jak wyglądało życie codzienne słynnej pisarki. Pominęłam WSTĘP ale sięgnęłam do Internetu aby zapoznać się z informacjami encyklopedycznymi o pisarce i jej twórczości. Nie byłam dotąd w Anglii, znam ją jedynie z literatury, filmów i malarstwa. Virginia Woolf opisuje życie codzienne ludzi tak, że po pewnym czasie stają się i moimi dobrymi znajomymi, stają się ludźmi bliskimi. A dziennik zaczyna się prawie dokładnie dziewięćdziesiąt lat temu, w czasie pierwszej wojny światowej i kończy w czasie trwania drugiej wojny .


Książkę czyta się wspaniale. Język autorki jak i świetnej tłumaczki jest zwięzły, jędrny i tak plastyczny , tak malarski, że wyłania się obraz epoki, życie codzienne autorki, jej bliskich i przyjaciół a także elit kulturalnych i artystycznych Anglii z pierwszej połowy XX wieku. Pisarka obraca się w kręgu wielu sławnych pisarzy, poetów, malarzy a także ludzi ze sfer rządzących, którzy działają na ówczesnej scenie politycznej i wpływają na losy Europy. Wielekroć musiałam w trakcie czytania sięgać do zamieszczonej na końcu książki przez tłumaczkę NOTY O NAJWAŻNIEJSZYCH OSOBACH WYSTĘPUJĄCYCH W DZIENNIKU.


Stosunek Virginii Woolf do polityki jest niejednokrotnie bardzo krytyczny , co widać np. po fragmencie ze str. 75 , gdzie pisze tak o Parlamencie „Skłonność do dostrzegania , że parlament jest śmieszny , ruguje możliwość poważnych myśli. Ale może nie jest tak śmieszny jak można sądzić po przemówieniach.”
/ I czyż tego nie można przenieść do naszych czasów i naszego Sejmu?/


Książka jest mocno osadzona w realiach przedwojennych roku 1938; jest wiele opisów działań Hitlera i Stalina. Autorka jest bardzo krytyczna w ocenie działalności i Stalina i Hitlera ale na tyle kocha i ceni naród rosyjski, że specjalnie uczy się języka rosyjskiego, aby móc przetłumaczyć i wydać książkę Gorkiego o Lwie Tołstoju. Virginia odnotowuje szereg faktów związanych także z Polską np. str. 625 - 1.IX.1939 – „ Od rana mamy wojnę. Hitler zajął Gdańsk: zaatakował czy zaatakuje Polskę”. Następny cytat z dnia 27.IX.1939r. , str. 627 – „… w tym czasie Polska została połknięta. Rosja i Niemcy dzielą ją między siebie”. W następnych dniach wojny, kiedy to Virginia dość często, pomimo trwających nalotów podróżuje do Londynu, daje opisy życia ludności, znajomych i bliskich i w samym mieście i na prowincji. Opisuje to krótkimi zdaniami ale bardzo realistycznie. W roku 1940 pisze o ogromnych mrozach. Rzeczywiście rok 1940, w którego styczniu właśnie się urodziłam, jest uznany za najbardziej mroźny rok dwudziestego wieku. Z zapisów autorki w tym okresie widać jej przygnębienie z powodu działań wojennych. 9.VI.1940 r. pisze: „Uderzyło mnie dziwne uczucie, że oto zniknęło piszące ja. Nie ma publiczności. Nie ma echa, częściowa śmierć”.


W całej książce Virginia Woolf pokazuje jak ważne jest po prostu być z innymi ludźmi - pić z nimi popołudniową herbatę, iść na obiad, grać w bule i rozmawiać; uwidacznia się to w momentach, w których nieszczęścia dotykają innych ludzi a szczególnie po śmierci siostrzeńca , Juliana. Virginia Woolf jest tytanem pracy – jej dorobek literacki zamieszczony na końcu książki jest naprawdę imponujący a przecież nie tylko pisze ale i prowadzi wspólnie z mężem wydawnictwo oraz działa aktywnie w grupie literackiej BLOOMSBURY i w ruchu feministycznym. Jest osobą wrażliwą ale równocześnie bardzo niezależną. Daje temu wyraz w życiu a także na łamach książki : np. na str. 590 pisze tak :”Będą wściekłe recenzje, nie sądzę jednak, że będę w stanie siedzieć cicho, jak ropucha pod pniem dębu w samym środku burzy”. ,albo str. 594 – „Muszę sobie zapamiętać, że jestem absolutnie niezależną, całkowicie ukształtowaną osobą! Nikt nie jest w stanie mnie zastraszyć”.


Virginia Woolf jest miłośniczką przyrody , angielskiego krajobrazy , drzew, kwiatów, które hoduje z zapałem. Na str. 680 daje taki piękny opis : „Pustka. Mróz. Wciąż mróz. Płonąca biel. Płonący błękit. Wiązy czerwone.”

 

Wiemy, że Virginia Woolf popełniła samobójstwo. Nie chciałabym wdawać się w dyskusję, co do teorii i oceny moralnej samej istoty samobójstwa. Cały czas czytając diariusz starałam się zrozumieć dlaczego to uczyniła. I nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wiem jedno, że nie powinno się oceniać ludzi po pozorach i nie jest łatwo a czasem wręcz niemożliwe dotrzeć do ich wnętrza, tego najbardziej dla nich prawdziwego oblicza wewnętrznego.


Inna myśl, która wyniknęła dla mnie jako nauka z czytania tej książki to fakt, że twórca musi być niezależny w swojej pracy . Taka była Virginia i tacy winni być pisarze, poeci , malarze, kompozytorzy. Moda przemija a prawda potrafi być wielka.

 

Książka Virginii Woolf inspiruje do działania i poszerzania swoich zainteresowań. Tę książkę wg mnie można czytać wiele razy i zawsze znaleźć coś dla siebie; chciałabym mieć ją w swojej bibliotece. WSTĘP przeczytałam na końcu.

 

Maria Kantor

DKK MBP w Jaśle

 

 

Virginia Woolf - Dziennik

 

Sięgając po książkę Virginii Woolf nie mamy najmniejszych wątpliwości, że jest to dzieło kobiecych rąk. Otulona okładką w misterny, ażurowy „haft angielski”, daje przedsmak wyrafinowanej substancji materii i świadomość długotrwałego, żmudnego trudu tworzenia ( 26 lat, to nie bagatela).


Autorka, będąc dzieckiem epoki wiktoriańskiej - tego stylu, jakby ogrodowych cech, gdzie wszystkie kwiaty na grządkach i w rzędach, próbuje temu stawiać czoło, ale krucha konstrukcja zdrowia udaremnia jej poczynania. Woolf była czynną działaczką ruchów feministycznych i w swoim osobistym życiu dawała wyraz wyzwolonym formom. Jednak wiktoriańskie piętno hipokryzji dotyka również Virginię, co przejawi się w formie listu do wicekanclerza uniwersytetu w Menchester, w kwestii odmowy przyjęcia przez nią tytułu doktora literatury, czy utrzymywanie więzi z męczącą ją przyjaciółką Ethel. Ale te słabostki nie zmieniają faktu, że jest to osoba niezwykła; nieujarzmiona indywidualność. Jest bystrą obserwatorką życia i klasy społecznej, do której przynależy. Przenikliwa i sceptyczna potrafiła prześwietlić człowieka na wylot, budząc respekt. Pozycja wziętej i sławnej pisarki zmusza ją niejednokrotnie do brania udziału w spotkaniach towarzyskich, które ją męczą wykańczając fizycznie i psychicznie. Pisarka cierpiała na przewlekłe bóle głowy, powtarzające się zachorowania na grypę, a przede wszystkim, na męczącą ją depresję, której praźródło tkwiło w intensywnym odczuwaniu wszystkiego, co było przedmiotem tworzenia, oraz we wrażliwości na opinie czytelników i krytyki. Dla pisarki prawdziwa pochwała, nawet z zawartą krytyką dodawała energii i była źródłem nowych pomysłów. Dlatego najgorszym był okres wyczekiwania na mającą się ukazać recenzję.


Istnienie Virginii Woolf tworzy pisanie. Jest dla niej powodem udręki twórczej i rozkoszy z powodu ukończenia dzieła. Wyczerpana koncentracją umysłu przy tworzeniu kolejnych powieści i licznych utworów prozatorskich, jak również pracą we własnym wydawnictwie, pozwala sobie na odprężenie, czyniąc notatki w Dzienniku. Sama autorka przyznaje, pod datą 16.08.1931 r.
„Naprawdę powinnam przeprosić ten zeszyt, że używam go w takim celu
w jakim go używam, to znaczy, do leczenia pisaniem poczucia bezcelowości”.
(Duży wpływ na taka postawę miał fakt, że autorka nie miała dzieci, nad czym bolała).


Dziennik pisany jest luźno. Jest swobodny od konwenansów, w jakich przyszło jej żyć, ale też i nie pozbawiony złośliwości i cierpkich uwag ( z resztą również i pod swoim adresem). Nie bez znaczenia na taką postawę miały nękające ją dolegliwości wątroby i ustawiczne bóle głowy. Złe nastroje powodujące irytację i tęsknota za samotnością, to stany ducha, które przytłaczały pisarkę. Dziennik Virginii Woolf stanowi ciekawą, acz męczącą lekturę, dającą nam obraz życia epoki i ludzi z kręgu autorki. A wszystko to w sosie jej własnej udręki i stanów psychicznych. Ponieważ w jej twórczości pisarskiej jest tylko cieniutka granica pomiędzy prozą a poezją, nie mogło jej zabraknąć na kartach „Dziennika”. Godny podziwu jest opis zaćmienia słońca w dniu 30.06.1927 r. „Dziennik” zawiera ważną, nieprzemijająca wartość; utrwala na kartach życie. Pozwala wracać do przeżytych chwil nie rozmytych przez oddalenie i czerpać z nich radość i doświadczenie.
 

 

Dlatego (powtarzając za autorką) ;
„Zostań i trwaj chwilo – jesteś piękna”
 

 

Barbara Tora
DKK MBP w Jaśle
 

Redakcja witryny:
E-mail:

Copyright 2009 WiMBP Rzeszów.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Ideo Realizacja:
CMS Edito Powered by: