|
Jakub Małecki „Saturnin” i „Święto ognia”
Jakub Małecki jest obecnie jednym z najpoczytniejszych pisarzy młodego pokolenia, nagradzanym i zbierającym znakomite recenzje krytyków. Jego powieść „Święto ognia” stała się podstawą scenariusza filmowego do nowego filmu Kingi Dębskiej pod takim samym tytułem.
Przeczytałam obie książki i nie roszcząc sobie pretensji do znawstwa czy szczególnej przenikliwości, napiszę jak odebrałam te historie, ja – przeciętna czytelniczka, trochę jednak oczytana.
Zarówno „Święto ognia”, „Saturnin” jak i przeczytana wcześniej „Rdza”, to powieści, które czyta się łatwo, z przyjemnością, zaciekawieniem i po przeczytaniu, wkrótce o nich zapomina. Nie jest to z pewnością tandeta ani literatura niskich lotów. Język jest sprawny, postaci dobrze skonstruowane, narracja oszczędna, ale wypełniająca atrybuty opisu psychologicznego bohaterów, a także logiczna w przebiegu prowadzenia ich głosów powieściowych. Książki poruszają różne, ważne psychologicznie i społecznie problemy, sytuują akcję i bohaterów w różnych środowiskach, miejscach i czasach, ale ze względu na styl pisarza oraz jego stałe schematy, według których konstruuje swoje postaci i sytuacje, stanowią jakby pewną całość narracyjną, szczególnie kiedy się czyta te powieści jedna po drugiej. Mam wrażenie, że mimo całego starania pisarza w kierunku indywidualizowania jego bohaterów i niewątpliwej sprawności warsztatowej, są oni trochę jak postaci teatru marionetek. Każdy uosabia jakąś charakterystyczną cechę, czy jak dawniej powiadano, cnotę i nosi ją jak maskę z napisem: wierność, wytrwałość, miłość, gniew itp. Generalnie są one zastygnięte w swojej roli i nie mogą wychylić się, aby trochę zaskoczyć, zadziwić czy po prostu narozrabiać.
Może nie mam racji i ludzie tacy po prostu są, wciśnięci w swoje role, sztywni, w większości nudni. Jednak po to czytamy książki, aby właśnie wyjść z naszych ram, doznać wstrząsu, zostać wybitym z własnych kolein, przeżyć olśnienie. Z pewnością każdy z nas, czytelników spotkał na swej drodze takie książki i wie co to znaczy. Wraca się do nich przez całe życie, a czasem one nawet zmieniają życie czytającego, otwierając nowe horyzonty i przewartościowując myślenie. Książki Małeckiego jeszcze do tej kategorii się nie zaliczają. Są dobre, są poprawne z pewnością potrzebne, ale tylko tyle, a może aż tyle w czasie zalania rynku książki ewidentnym chłamem i tandetą czasem reklamowaną jako sezonowe arcydzieła.
To, że książki Małeckiego będą filmowane uważam za ich atut i dobrą perspektywę. Są skonstruowane jak materiał pod scenariusze i być może pisarz robił to świadomie, czego nie mam mu za złe. Film, dobrzy aktorzy, dobra scenografia przyda postaciom i sytuacjom tego nieodzownego szlifu i blasku jakiego brakuje w książkach. Tematy tych powieści są społecznie nośne i dają możliwość do psychologicznego pogłębienia postaci. Sądzę, że film jest właściwym medium, bo na modny obecnie serial jest tu za mało materiału.
Powieść dobra a powieść znakomita to jednak dwie różne sprawy. Małecki o swoich bohaterach mówi a nawet stosuje zabieg narracyjny, że bohaterowie mówią wprost od siebie w pierwszej osobie. Definiuje ich przez język i działanie, ale nie daje czytelnikowi pola do jego własnej interpretacji, poczucia tajemnicy, chęci dociekania, pozbawia go części emocji związanych z uruchomianiem własnej wyobraźni i poszukiwania rozwiązań. Nic tu nie chwyta za gardło, nie budzi sprzeciwu, nie ma olśnienia i tej iryzującej palety barw w malowaniu tła zdarzeń. Obie powieści mimo odmiennej tematyki są bardzo podobne. I nie o tematykę mi chodzi, bo jest ważka, ale o głębię i wyrazistość, trochę pisarskiego czarowania i gry z czytelnikiem, a nie gry schematami, która przeszkadza, aby uznać książki Małeckiego za naprawdę dużą literaturę.
Stanisława Czernik DKK „Liberatorium” MBP w Jaśle