|
„Pusty las” Moniki Sznajderman zyskał uznanie czytelniczek. Szczególny podziw wzbudziła ilość materiałów zgromadzonych przez autorkę do napisania książki.
Autorka spędziła dużo czasu w archiwach dostępnych online i w archiwum w Sanoku, przeglądała metrykalne księgi i dziewiętnastowieczne czasopisma. Prosiła też o pomoc zawodowych researcherów, którzy pomagali jej zbadać inne zasoby archiwalne. Również tematyka przypadła klubowiczkom do gustu, część z nich poznała teren Beskidu Niskiego podczas wakacyjnych wyjazdów, a dla części są to rodzinne strony. Jak przyznała autorka w wywiadzie dla „Nowych Książek” (nr 5/2019) nie napisała ani historycznej ani etnograficznej monografii Wołowca, tylko starała się opisać swoją wieś jako malutką cząstkę wielkiego świata, lusterko, w którym odbija się to, co się dzieje w wielkim świecie. Czasami odwrotnie – pokazuje to, jak bardzo Wołowiec był od niego odcięty. Wołowiec po raz pierwszy został wymienionych w źródłach pisanych już w 1571 roku, lecz dopiero w latach trzydziestych XX wieku zaczęli się w nim pojawiać pierwsi turyści. W tej wsi wydarzyło się wiele i były to bolesne dzieje: pogromy żydowskie, Akcja „Wisła” czy pustosząca całą Galicję zaraza, cholera morbus. Przed II wojną światową Wołowiec liczył ośmiuset mieszkańców, teraz jest ich zaledwie osiemnastu. Monika Sznajderman wraz z mężem Andrzejem Stasiukiem mieszka w Wołowcu ponad trzydzieści lat. Ta książka jest podsumowaniem ważnego etapu w jej życiu. Zawiera osobiste wspomnienia, historię wydawnictwa „Czarne” pokazane na tle historii Beskidu Niskiego. Ważne miejsce w „Pustym lesie” odgrywa przyroda. Autorka podczas spacerów po okolicy poznała całą florę i faunę Beskidu. Podziwiała piękno krajobrazu wraz ze zmieniającymi się porami roku. W tym urokliwym miejscu wybudowała dom i zamieszkała w nieco abnegackim, bałaganiarskim stylu: płoty i płotki są krzywe i bliskie zawalenia, brama na łąkę od zawsze podparta kołkiem, siano wysypuje się z obórki. Książka rozpoczyna się jak baśń – Dawno, dawno temu, kiedy pierwszy raz zobaczyłam Wołowiec, niebo było jasnożółte, blade, na polach tajał ostatni śnieg. Dalej autorka snuje opowieść o losach wcześniejszych mieszkańców tego miejsca, odnajduje ich nazwiska, próbuje odtworzyć ich losy. Z tych mikroopowieści rodzi się refleksyjna opowieść o miłości, o śladach, o imionach i o zadomowieniu.
18 kwietnia spotkanie online
21 kwietnia spotkanie w formie spaceru