Stronę odwiedzono:
27106103 razy
|
Spotkanie DKK – Wypożyczalnia Główna
Co musi w sobie mieć książka, która od pierwszych stron zieje ogniem, mrocznością i dymem, wręcz zniechęca, a po kilku minutach zawłada czytelnikiem i nie puszcza go, aż do samego końca? Co sprawia, że powieść futurystyczna, z zakresu realizmu magicznego zachwyca kogoś, kto się w tym gatunku nie lubuje? Na dwa pytania można odpowiedzieć jednym dwoma słowami – perła w okładce.
"451 stopni Fahrenheita" została napisana bagatela w 1953 roku. Już wtedy była wydarzeniem, wizją przyszłości, mrocznym czekaniem na pożogę. Zapisem tego, co nadchodzi, dziwną przepowiednią. W 2004 roku nagrodzona została nagrodą „Retro Hugo” w kategorii najlepsza powieść. I mija 66 lat i czytam ją ja. Jest 2019 rok, książek w księgarniach straszna ilość, strażacy gaszą pożary, karetki wyjeżdżają do potrzebujących, a ludzie biegają z telefonami komórkowymi. A co znamienne, strażacy nie wzniecają, nie niszczą ogniem powieści, nie niszczą literatury. Nie palą spisanych słów ani tych, którzy je w domowych biblioteczkach posiadają. A perfekcyjny świat wykreowany przez Bradbury`ego to przyszłość, w której nie wolno ani czytać książek ani ich posiadać. Jest to zabronione. I tu na scenę wkracza Guy Montag, wyselekcjonowany strażak, zagorzały przeciwnik literatury. Idealny pracownik do dewastacji tego, co zakazane. Jednak jego wstręt do słów pisanych z czasem się diametralnie zmienia. Poznaje Clarysę, przypadkowo poznaną sąsiadkę, która już przy pierwszym spotkaniu pyta, czy jest szczęśliwy? Każdy z nas mógłby sobie sam zadać takie pytanie, lecz nie każdy sam byłby w stanie na nie odpowiedzieć. U Montaga tym pytaniem dokonuje się przełom. To jakby ciche pukanie do drzwi, które z każdą sekundą coraz bardziej się potęguje. Jego dotychczasowy światopogląd zaczyna się.. zmieniać. Dochodzi do przełamania wcześniejszych oporów, a wraz z nim zadawanie odważniejszych pytań dotyczących świata, w którym żyje. Dokąd to wszystko zmierza? Czy pustogłowie i czysty umysł jest przyszłością? Czy technika stanie się pseudo-rodziną wyświetlaną z projektorów na ścianach domów? Czy ciała bez dusz mogą istnieć, czy umysły bez myśli mogą (o zgrozo)... zastąpić ludzi? Montag zaczyna czytać książki i to staje się zaczątkiem buntu, jego wewnętrznego buntu. Sprzeciwia się systemowi, w którym żyje ryzykując własnym życiem. Bo, jak się okazuje, dla nikogo ważny nie jest. Wartość ma on sam dla siebie samego. Aspołeczni ludzie są egoistami i kalkulującymi snobami. Nawet jego żona, której los męża jest całkowicie obojętny. Ale to wszystko Guy widzi dopiero w kontekście przeczytanych książek. Teraz dopiero myśli i patrzy, myśli i czuje, myśli i działa. Dopiero teraz otwiera oczy naprawdę, której dotąd nie widział. Prawda była czarna, ogorzała i z wypiekami na policzkach, jak u każdego ze strażaków. Prawda była niewidoczna. Ale by coś osiągnąć, coś trzeba stracić, czymś zaryzykować, coś wystawić na próbę... Bradbury jest mistrzem pióra w kreacji wizji zła, jakie nad nami wisi. Pożoga, ogień, strażacy - to są siły, które stają naprzeciw bohatera. Ogień spala zło, niszczy brudy, uśmierca ludzi. Robi czystkę, ale i miejsce na coś nowego. Na co? Na jałowość tych, którzy będą dalej żyć?
W „451 stopniach” dostajemy obraz tego, co nam grozi. Dosadny? Pewnie tak, ale mocny i zrozumiały. Prawdziwy. Powieść zmusza do myślenia, do zadumy, do zadawania pytań i do analizy. Analizy siebie w tym miejscu i w tym czasie. 451 stopni Fahrenheita, to 232,8°C… 451 stopni Fahrenheita to Piekło.
Agnieszka Kusiak, członkini DKK w Wypożyczalni Głównej