Stronę odwiedzono:
27098759 razy
9 kwietnia 2018 r. członkowie przemyskiego DKK dyskutowali o książce Kingi Dębskiej pt. „Moje córki krowy”.
Absolwentka reżyserii filmowej i japonistyki oraz autorka cenionych filmów fabularnych i dokumentalnych, napisała powieść po nagłej i przedwczesnej śmierci swoich rodziców. Książka jest opowieścią o dwóch siostrach, które nieoczekiwanie zaskakuje pogorszenie stanu zdrowia rodziców. Dobiegające czterdziestki kobiety mają za sobą doświadczenia słabych relacji. Zagrożenie życia rodziców zmusza je do wspólnego działania. Zachęcając nas do przeczytania książki autorka pisze: Moim marzeniem jest takie skonstruowanie historii, żeby odbiorca na zmianę śmiał się i płakał, ale żeby odłożył książkę lub wyszedł z kina zbudowany, a nie podłamany. Autorka przedstawia nam dwie siostry Martę i Kasię, które opowiadają o sobie. Obie są ekspresyjne. Marta – aktorka – gwiazda, Kaśka – nauczycielka – ma uproszczony obraz świata. Poznajemy ich mamę, o której obie mówią, że jest piękna, a teraz walczy z groźną chorobą. Gdzieś w tle pojawia się ojciec, który w dalszej części staje się bohaterem pierwszoplanowym. Ojciec, który był ,,opoką” rodziny teraz jest ,,nieznośnym chorym”, doprowadzającym córki do szału, nierzadko do histerycznego śmiechu. Poznajemy córkę Marty – uwielbianą wnuczkę dziadka. Syna Kaśki – wchodzącego w okres dojrzewania oraz męża Kaśki – bezrobotnego. Każdy z nich miał swoje plany, zamierzenia i nagle wszyscy znaleźli się w rzeczywistości ,,niepojętej”. Wszystko musi ulec przewartościowaniu, wszystko się zmienia, obie siostry są zagubione. Czują się osaczone. Czują, że nie potrafią dobrze spełnić oczekiwań rodziny. Obydwie czują się wykorzystywane przez tą drugą. Choroba w rodzinie to czas, kiedy przestaje się myśleć tylko o sobie. Czy ta opowieść to fikcja, do której autorka wykorzystuje prawdę, a może to prawda, która udaje fikcję? Jeżeli czyta to człowiek, który miał doświadczenie w ,,tym temacie”, to na pewno potrafi zrozumieć, wszystkie fazy, przez które musi przejść rodzina chorego: strach, złość, zniecierpliwienie, brak pewności, poddawanie się różnym nastrojom. Szukanie metod alternatywnych: szamanów, zielarzy, zwracanie się do siły wyższej – Boga. Może czytając „Moje córki krowy” poczujemy się rozgrzeszeni ze swojego zachowania w trudnych chwilach. Przecież ludzka wytrzymałość ma swoje granice, a bycie dzielnym nie jest łatwe. Płacz i śmiech działają podobnie, więc śmiejmy się i płaczmy nawet jeżeli - nie wypada. W trudnych sytuacjach lepiej poznajemy siebie – swoje „małości”, słabości. Uczmy się odpuszczać. W tej książce wiele treści dotyczy naszych kontaktów ze służbą zdrowia oraz czasem kiedy życie bohaterów toczy się między szpitalem a domem. Zauważamy, ze cierpienie w salach szpitalnych nie ma wakacji. Tam nie ma czasu na niedorzeczności, ale one też mogą się zdarzyć. Ta książka może pomóc nam właściwie zachować się w trudnych momentach życia, pomóc zrozumieć to, jak fundamentalną rolę w życiu pełni rodzina.
Lidia Kiełczyńska