|
Kolacja przy ulicy Gentzgasse
28 lutego br. w trakcie popołudniowego spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki Miejskiej Biblioteki Publicznej w Jaśle, żywo dyskutowano o książce Thomasa Bernharda Wycinka.
A. Bal: stwierdziła, że nie jest to dobra literatura. Innego zdania był T. Hołosyniuk, który uważa, że wszystkie kryteria dotyczące dobrej powieści zostały spełnione. Należą do nich: finezyjny język, ciekawa narracja, interesujące opisy, fabuła i wątki metafizyczne - do dobrej literatury się dorasta – dodał. Kluczem do odczytania powieści jest dramat Ibsena Dzika kaczka, który w Wycince jest pozornie wątkiem pobocznym. Bernhard to nie klakier, ale zdecydowany opozycjonista i krytyk austriackiej moralności i układów społecznych.
B. Tora powiedziała:Czytając książkę miałam wrażenie, że płynę nurtem rzeki słów, wypełnionej ekskrementami ludzkich wad i podłości. Jak twierdzi autor na jednej ze stron książki, nienawidzi rozgadanej literatury. Jednak on sam, daje nam niespotykany dotąd popis tego rozgadania. Istny słowotok bez chwili oddechu, jaki dają choćby rozdziały w książkach. Dusimy się na tej „artystycznej kolacji”, zalani potokiem słów przesiąkniętych złośliwościami i nienawiścią do ludzi i świata. Miałam wrażenie, że znajduję się nie na uroczystej kolacji wydanej na cześć wybitnego artysty, ale w przysłowiowym „miejskim maglu”, gdzie pożywką dla rozmów jest obmowa i tania sensacja.
Pytanie czym jest literatura i co dla kogo jest literaturą - pozostało pytaniem otwartym.
MBP w Jaśle
"Wycinka” Thomas Bernhard
Samobójcza śmierć przyjaciółki z młodych lat sprawia, że narrator książki przyjmuje zaproszenie na kolację, która ma być swoistym rodzajem pamięci po zmarłej, ale równocześnie spotkaniem ze znamienitym aktorem sceny wiedeńskiego teatru. Przyjęcie dla osób w większości związanych ze zmarłą, wydaje zaprzyjaźniona rodzina artystyczna Auersbergerów, z którą autor od dawna zerwał kontakty i których szczerze nienawidzi. Zająwszy ustronne miejsce w „uszatym fotelu” obserwuje zebrane towarzystwo. Kilkuletni pobyt w Londynie, dokąd wyjechał, pozwala mu patrzeć z dystansem na snobistyczne towarzystwo artystów wiedeńskich i dostrzec wszystkie ich słabostki i wady. Czyni to wnikliwie i drobiazgowo, poprzez pryzmat nienawiści do nich. Jest to operacja prowadzona skrupulatnie i bez znieczulenia. Co ciekawe, tej krytyce, równie bezwzględnej, poddaje również samego siebie. Czytając książkę miałam wrażenie, że płynę nurtem rzeki słów, wypełnionej ekskrementami ludzkich wad i podłości. Jak twierdzi autor, na jednej ze stron książki, nienawidzi rozgadanej literatury. Jednak on sam, daje nam niespotykany dotąd popis tego rozgadania. Istny słowotok bez chwili oddechu, jaki dają choćby rozdziały w książkach. Jeżeli sądził, że czytelnik dzięki temu zabiegowi przeczyta jednym tchem tę książkę, to się srodze zawiódł., ponieważ nie w tym rzecz. Książkę czytamy „jednym tchem” ponieważ stopień zainteresowania lekturą jest tak wielki, że nie pozwala się od niej oderwać, natomiast w tym przypadku dusimy się na tej „artystycznej kolacji”, zalani potokiem słów przesiąkniętych złośliwościami i nienawiścią do ludzi i świata. Miałam wrażenie, że znajduję się nie na uroczystej kolacji wydanej na cześć wybitnego artysty, ale w przysłowiowym „miejskim maglu”, gdzie pożywką dla rozmów jest obmowa i tania sensacja.
Pozwoliłam sobie na tę swoistą w y c i n k ę w stosunku do przeczytanej książki, żeby powiedzieć prawdę, co myślę na jej temat. I stało się to, bynajmniej nie po wypiciu przeze mnie, kilku drinków.
Rozparta w uszatym fotelu
Barbara Tora
DKK Jasło