Stronę odwiedzono:
27105146 razy
|
Maciej Czarnecki „Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym”.
Spotkanie DKK – Wypożyczalnia Główna
Maciej Czarnecki, rocznik 81, sam mógłby być potencjalnym bohaterem swoich reportaży, emigrantem zarobkowym zimnych ziem norweskich. Jednak, asekurując się uczuciowo i stając się biernym obserwatorem zza płotu sąsiedzkich kłótni i bicia dzieci, wprasza się do ich domów, zasiada przy częstokroć naprędce uprzątniętych blatach stołów i słucha historii ich zmagań z norweskim państwem i Barnevernetem, konserwatywnym urzędem „ratującym dzieci”, cokolwiek to znaczy.
„Ratunkowe” odbieranie dziecka odbywa się bez wyroku sądu w asyście policjanta i lekarza - ratownika medycznego lub pielęgniarki. Ot, zaledwie dwoje ludzi rozwiązuje problem „zagrożenia zdrowia lub życia dziecka (...)”, a wszystko pod wypucowanym szyldem nietykalnego Barnevernet.
Ale w czym rzecz?
Maciej Czarnecki w „Dzieciach Norwegii” opublikował zbiór własnych reportaży o Polakach, których Norwegia kilka lat temu przyciągnęła pewnym i szybkim zarobkiem. Jednak emigracja przedłużyła się, Polacy osiedli i aby nie żyć samotnie zaczęli szybciej budować tymczasowe pseudo-związki aniżeli fundamenty własnych, szczęśliwych rodzin. Z wpadek rodzą się dzieci i tu rzeczywistość weryfikuje prawdziwe powołanie każdego indywidualnie. Norweskie prawo bardzo chroni dzieci, a pieczę nad nimi sprawuje Barnevernet. Naszym rodzimym odpowiednikiem mogłaby być opieka społeczna lub kurator z urzędu. Dziecko ma siniaki czy otarcia, zauważa to wychowawca w przedszkolu i dziecko po zajęciach nie wraca do domu, od razu kierowane jest do rodziny zastępczej. W usta małolata wkłada się niedorzeczności oskarżające rodziców o przemoc, co dla Barnevernet jest jednoznaczne z szybką decyzją. Nie ma uczuć, nie ma analiz, działać trzeba szybko. Wybuchają za to niekontrolowane emocje rodziców, pada zbyt wiele niepotrzebnych słów, bo dorośli nie godzą się na odebranie im dziecka. I choć w licznych przypadkach Barnevernet się myli skazując rodziny na łzy, utratę zdrowia czy własną degradację, w wielu działaniach ma rację. Bo największe znaczenie mają pierwsze symptomy. Siniaki, otarcia, zadrapania, rany czy choćby brudne ciuchy lub brak apetytu.
Historię Norwegii odznacza się na tą sprzed 22.07.2011 r. i na tą po. Masakra dokonana przez Brevika wpisała się bowiem w całą serię dziecięcych tragedii, w których urząd powinien był zareagować, a tego nie zrobił.
I można zastanawiać się czy patrzymy na „norweski ideał”, czy na „karykaturę ideału”?
Polacy w rozmowie z Czarneckim mówią o Barnevernet, że „przyszło”, „zabrało”, określając tą bezosobową formą jakieś niesprecyzowane, niejasne zagrożenie, coś nieludzkiego i bezdusznego zarazem. To coś „obcego” i „złego”. Ale czy Barnevernet nie podejmuje też właściwych kroków? Choć stanowcze postępowanie urzędników kojarzonych z dyktatorami razi niektórych obywateli – i nie tylko, choć sąsiad staje się wrogiem, a znajomy potencjalnym donosicielem, to jednak nie należy zapominać o najbardziej poszkodowanym – o dziecku. Na szali kładziemy lata jego dorastania, rodzinnego bezpieczeństwa i zdrowia – cielesnego i psychicznego. Wiele można stracić, wiele można skrzywdzić.
Czarnecki wysłuchał licznych historii. Niektóre mierziły, a ich czytanie sprawiało ból i powodowało przykurcz pięści z oburzenia. Bez względu na miejsce zamieszkania potwierdza się fakt, że niektórzy dorośli nigdy nie powinni być rodzicami.
Książka jest tak szczera, tak prawdziwa, że odciska ślad na czytelniku. Warto się z nią zmierzyć. Warto o niej rozmawiać, dyskutować, myśleć. Warto też otworzyć oczy na samego siebie.
Agnieszka Kusiak
członkini DKK w Wypożyczalni Głównej
------------------------------------------------------------------------------------------------